Co prawda powoli, ale staje się to moją tradycją: co roku startuję w krakowskim maratonie. No dobra, to dopiero drugi start. Ale już planuję kolejny, więc nazwijmy to tradycją coroczną.
W zeszłym roku debiutowałem na królewskim dystansie. Było ciężko, bo zbyt ciepło dla mnie. W tym roku mieliśmy dosłownie kopię 20. Cracovia Maratonu pod względem pogody. Los nie był dla biegaczy łaskawy i 20-kilka stopni plus słoneczko nie dało nam szans na wielkie rekordy życiowe. Ale po kolei.
Jak zwykle w zimie nieco mniej biegam, a więcej trenuję siłowo. Po roztrenowaniu w listopadzie, w grudniu 2023 zrobiłem 105 km, w styczniu 2024 108 km, w lutym 122 i w marcu 142. Niewiele, ale jak na mnie to w normie. Planowałem co prawda zrobić w marcu 160-200, ale nie wyszło. Jednocześnie dużo chodzę i moja średnia liczba kroków z ostatniego roku to blisko 17k dziennie. A to powoduje, że mam niezłą wytrzymałość w nogach. I pomimo niewielkiego przebiegu miesięcznego, potrafię poradzić sobie z dystansem maratońskim.
Trzy tygodnie przed startem na dystansie królewskim wziąłem udział w Półmaratonie Marzanny. Była fajna pogoda pode mnie (chłodno) i udało mi się poprawić rekord życiowy z jesieni 2023 o blisko minutę (z 1h 38m 0s na 1h 37m 1s). Forma zatem była. 1 kwietnia pojechałem do Niepołomic zrobić najdłuższe wybieganie przed startem – 31 km w tempie niespełna 6 min / km. Byłem zmęczony, ale nie jakoś bardzo. Uznałem, że jestem dobrze przygotowany do maratonu za dwa tygodnie.
Znowu mieliśmy pecha z pogodą. Idealna temperatura do długiego i szybkiego biegania (czyli życiówek i rekordów) to maksymalnie 12 stopni i najlepiej pochmurnie. A mieliśmy powtórkę z zeszłego roku: ponad 20 stopni i słońce. Była jednak pewna znacząca różnica względem 2023 roku: zeszłym razem dzień maratonu był bodajże pierwszym tego roku z tak wysoką temperaturą, więc nie było żadnej aklimatyzacji. Tym razem mieliśmy odrobinę więcej szczęścia, bo już wcześniej było ciepło i 14 kwietnia był kolejnym słonecznym dniem. Mała to jednak pociecha, bo przy takiej temperaturze przegrzanie jest w zasadzie pewne. I było…
Start odbył się tradycyjnie z Rynku Głównego w Krakowie o godzinie 9. Planując bieg nieco poniżej 4 godzin, mój finisz zapowiadał się na trzynastą, czyli najgorszy skwar.
Ustawiłem się w strefie startowej na czas 3h 40m. Pace makerzy z balonikami oznaczają spokój dla głowy: nie musisz przejmować się tempem biegu, a do tego lecisz w grupie i masz mniejsze opory powietrza.
Pierwsze kilometry szły idealnie: tempo około 5:10 / km, tętno 130-140 uderzeń / minutę. Kilometry 6 – 17 to już 140-150 ud / min. Czułem się świetnie. Owszem, było mi trochę za ciepło, ale dawałem radę. W Nowej Hucie mieliśmy do pokonania bardzo długą prostą (przebiegaliśmy też bardzo blisko mojego byłego mieszkania na osiedlu Na Skarpie). Po niespełna 2h i 30m i nieco ponad 28 kilometrach biegu była nawrotka i… bieg pod wiatr. I tutaj zaczęły się schody. Jak się później okazało, nie tylko dla mnie.
28. kilometr pokonałem w dobrym tempie 5:01, a 29. tylko trochę wolniej (5:09). Jednak zaczęło schodzić ze mnie powietrze: 30. kilometr 5:17 przy średnim tętnie 163 ud / min był jasnym sygnałem. Do mety miałem ponad 10 km, a było coraz gorzej. 31. w 5:42, lekki dramat. Kolejne kilometry człapałem w tempie 5:49 – 6:16. Przez 28 kilosów grzałem w tempie 5:10, a resztę dystansu w okolicach 6:00, czyli zwolniłem aż o 50 sekund na kilometrze – strasznie dużo. Nie była to typowa ściana maratońska, bo mogłem biec, nie musiałem się zatrzymywać czy przechodzić do marszu. Ale wlokłem się i cierpiałem. Miałem ochotę zejść z trasy, ale powiedziałem sobie, że za nic tego nie zrobię. I dreptałem w stronę mety.
Choć ostatnie kilometry były dla mnie relatywnie wolne, to dość stabilne. W końcówce nawet zafiniszowałem schodząc poniżej 4 min / km. Czas netto na mecie: 3h 49m 7s (5:25 / km). Wynik z poprzedniego roku poprawiony o ponad 12 minut (w 2023: 4h 1m 15s). Miejsce open: 1214 na 5442 (czyli 22%). Byłem zadowolony. Dowlokłem się do namiotu, siadłem na leżaku i odpoczywałem. Zadanie wykonane.
W zasadzie nie mam do siebie o nic pretensji. Zrobiłem, co mogłem. Jasne, że gdybym robił większy kilometraż miesięczny to pobiegłbym lepiej. Być może udałoby mi się utrzymać do końca z zającami i byłoby około 3h 40m. Planuję co roku nieco się poprawiać, ale nie spieszy mi się. Najpewniej będę biegał maraton tylko jeden raz w roku, właśnie na wiosnę, choć korci mnie, by na jesieni też pobiec. Zobaczymy, jak się sezon ułoży.
0 komentarzy