7. Cracovia Półmaraton Królewski 2021 i moje 102 minuty walki

| 24 października 2021 | Sport i rekreacja | 2 Komentarze

17 października 2021 roku odbyła się 7. edycja krakowskiego biegowego święta: Cracovia Półmaraton Królewski. Siódma edycja, a mój trzeci start w tej wspaniałej imprezie. Biegam siódmy sezon. Zacząłem w 2015 i już w pierwszym sezonie biegowym wystartowałem w półmaratonie krakowskim (2. edycja). Mój wynik wtedy: 2h 1m 27s – niezbyt imponujący, no ale to były początki biegania. Później przez kilka lat jakoś omijałem tę „połówkę”, by w 2019 wystartować w 6. edycji. Tym razem było o wiele lepiej: 1h 53m 51s, czyli poprawiłem się o ponad 7,5 minuty. W tym roku udało mi się zbudować formę na zupełnie nowym dla mnie poziomie i z nadzieją na dobry start czekałem na październikowy bieg na 21,0975 km.

7. Cracovia Półmaraton Królewski i mój udział

Trasa tradycyjna: start sprzed TAURON Areny Kraków, potem w stronę Wisły i na drugą jej stronę, następnie Bulwarami Wiślanymi w okolice Wawelu i znowu przeprawa przez rzekę (oczywiście nie wpław). Dalej już na krakowskie Błonia, nawrotka i powrót podobną trasą (tym razem zahaczając o rynek) do hali Areny.

Trasa półmaratonu w Krakowie
Trasa 7. Cracovia Półmaratonu Królewskiego. Zwiedziliśmy kawałek Krakowa (źródło: https://cracoviapolmaraton.pl/mapa-i-opis-trasy-?hl=pl).

W tym sezonie zmieniłem treningi: wprowadziłem urozmaicenie, biegałem także trochę po górach. Jednego brakowało: większej liczby długich wybiegań. Nie zmienia to faktu, że formę miałem dobrą. 8 sierpnia 2021 wystartowałem w półmaratonie „Bieg po Puszczy” (Niepołomice). Było dość ciepło i trochę się przegrzałem, ale udało mi się ustalić nowy rekord życiowy – 1:49:58 (poprzedni: 1:50:40). Kilka tygodni później, będąc na wczasach w Ustroniu Morskim, zrobiłem sobie treningowy półmaraton do Gąsek i z powrotem. Wykręciłem 1:48:33 i był to mój nowy PB (ang. personal best, czyli życiówka). Czułem, że na zawodach stać mnie na złamanie 1h 45m. Krakowski półmaraton traktowałem jako główną imprezę sezonu.

No to startujemy!

Zapisując się na bieg kilka miesięcy wcześniej, zadeklarowałem czas, jaki planuję uzyskać: 1:40 – 1:50. Wiedziałem, że zmieszczę się w tym przedziale. W dniu startu ustawiłem się zatem obok pacemakerów biegnących z balonikami z wymalowanym prognozowanym czasem ukończenia.

Ostatnie odliczanie i lecimy! Ponieważ pogoda była wręcz idealna (10 stopni na plusie, trochę słońca), wiedziałem, że nie przegrzeję się. Postanowiłem pobiec na maksa i trzymać się pacemekerów na 1:40 najdłużej, jak tylko dam radę.

Początki były dość łatwe. Tempo co prawda było trochę za duże dla mnie, bo około 4:40 na kilometr, no ale chcąc przebiec półmaraton w czasie 1:39:59, trzeba utrzymywać średnie tempo 4:44 na kilometr. Co miałem począć? Mogłem odpuścić i biec swoim tempem, albo zacisnąć pośladki i cisnąć, ile fabryka dała. Więc biegłem z nimi.

Po kilku kilometrach czułem się na tyle dobrze i pewnie, że przeszło mi przez myśl, że się z nimi utrzymam i dobiegnę w tym tempie do mety. Ale ta chwila nadziei nie trwała długo. Już pierwszy wodopój uświadomił mi, że to nie jest „moje” tempo. Chwila nieuwagi, tzn. chęci napicia się kilku łyków bez wylewania – i już mi odbiegli kilkanaście metrów. Więc musiałem nadganiać. A to też daje w kość.

Paweł Krzyworączka na półmaratonie w Krakowie 2021
9. lub 10. kilometr – widać, żem już zmęczony. Ale jakoś daję radę (nie pamiętam gdzie to zdjęcie znalazłem; jeśli autor zdjęcia je poznaje, proszę o info, a z przyjemnością podam źródło).

Dobiegliśmy do Błoń (9. kilometr) i już byłem pewien, że nie dobiegnę w tym tempie do mety. Nie było takiej możliwości. Miałem dwie opcje do wyboru:

  1. Biec z nimi do momentu, aż opadnę z sił. Szacowałem, że stałoby się to około 14-17 kilometra. Zatem ostatnie 4-7 km biegłbym… nie, raczej powłóczyłbym nogami. To by była walka o życie.
  2. Odpuścić teraz, w okolicy półmetka. I biec własnym tempem.

Decyzja mogła być tylko jedna: wariant nr 2.

Ciekawostka: tempo było dla mnie tak zabójcze, że pierwsze 10 kilometrów tego biegu to… moja życiówka na dychę! 46:33 – poprzedni rekord poprawiony o 9 sekund (wcześniejszy PB: 46:42). Tak, to było moje tempo na 10 kilometrów. Więc jakim cudem miałem nim pobiec 21 km? Nie było to możliwe. Decyzja o zwolnieniu była jedyną słuszną.

Biegłem dalej. Takim tempem, na jakie było mnie stać. Niektóre kilometry 4:45, inne w okolicach 5:00. Ale jakoś dawałem radę. Często „siadałem na kole” komuś i starałem się biec nawet ponad moje siły. Potem znowu nadchodził jakiś kryzys i zwalniałem. I znowu miałem chwilę uniesienia i przyspieszałem.

finisz Pawła Krzywego Krzyworączki
Finisz, dosłownie 100 metrów do mety, może 150. Wyglądam nawet w miarę dobrze, co? Taki średnio zmęczony. Hm, lepiej spójrz na zdjęcie poniżej… (źródło: https://wyniki.datasport.pl/results3439/galeria.php)
Paweł finiszuje w półmaratonie
To ujęcie jest już bardziej prawdziwe: widać cierpienie na twarzy. Tak, miałem dość. (źródło: https://wyniki.datasport.pl/results3439/galeria.php)
trup na nogach
No a tutaj w zasadzie minę mam taką, że jeszcze chwila, a padnę na pysk. Uwierz: tak też się czułem… (źródło: https://wyniki.datasport.pl/results3439/galeria.php)

Przyznam, że końcówka była bolesna. Ostatnie kilka kilometrów to była męka. Nawet ostatni kilometr nie wzbudził we mnie entuzjazmu. Normalnie staram się robić długi finisz i dawać z siebie wszystko w końcówce. Ale tego dnia dałem z siebie wszystko o wiele wcześniej – teraz już miałem dość, marzyłem o tym, by bieg się już skończył. Ostatnie kilkaset metrów. Widzę przed sobą znajomą postać: kiedyś z tym kolesiem biegłem w teście Coopera. Myślę: „No nie, nie odpuszczę mu!” No i jakoś koślawie przyspieszyłem. Musiałem wyglądać dość pokracznie, bo biegłem resztką sił. Ostatnie dwieście metrów. Jeden zakręt, drugi. Wbiegam do hali i – jak zwykle – włączam tryb turbo. Ciało nie ma już siły, ale „duch wolny się wyrywa i hula razem z wiatrem” (Luxtorpeda – „Autystyczny” – tak mnie wzięło na cytat). Wpadam na metę na pełnym gazie. Koniec cierpienia! Podchodzę do barierki, chwytam ją rękoma, ślina cieknie mi z ust na podłoże, dyszę. Gdy oddech się uspokaja, idę dalej na chwiejnych nogach, by przytulić do klatki wielki i ciężki medal.

Nowy rekord życiowy

7. edycja krakowskiego Cracovia Półmaratonu Królewskiego to był mój życiowy bieg na tym dystansie. Dałem z siebie wszystko i uzyskałem 1:41:57. Poprzedni rekord pobiłem aż o 6m 36s. Kosmos. Średnie tempo 4:50. Jeszcze niedawno w takim tempie biegałem dychę, a teraz udało się przebiec połówkę.

Co dalej? W tym sezonie już spokojniej. Zwalniam tempo, przechodzę w tryb jesienno-zimowy, w którym więcej trenuję siłowo, a mniej biegam i mniej jeżdżę na rowerze. Jak się jednak łatwo domyślić, apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc już myślę o złamaniu 1:40 w przyszłym sezonie. Czy się uda? Nie wiem. Jednak ten sezon pokazał mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. W 2021 roku pobiłem życiówki na 5, 10 i 21,1 km. I to znacznie je poprawiłem. Starzeję się, a biegam coraz szybciej. Moje marzenia biegowe to: w teście Coopera przebiec +3000 m (PB 2875 m), na piątkę zejść poniżej 20 minut (PB 21:12), na dychę poniżej 43 (PB 46:33), a w półmaratonie <1:40 (PB 1:41:57). Sezonie 2022 – nadchodź! (a może w 2021 jeszcze coś wykombinuję na 5 lub 10 km, bo forma jest, a zegarek podpowiada, że wytrenowanie szczytowe…).

2 komentarze

  1. Anna

    Co tu komentować?
    GRATULACJE i tyle.

    Odpowiedz
    • Paweł Krzyworączka

      @Anna,
      dzięki!

      Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *