Piszę ten tekst zupełnie spontanicznie. Chcę podzielić się z Tobą przemyśleniami na temat nas, ludzi. Niezbyt optymistyczny ów obraz. Ale nie wszystko musi być piękne i pachnące. Czasem coś jest wredne i trzeba nazywać to po imieniu.
My, ludzie, jesteśmy coraz gorsi. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, niemal z dnia na dzień. Czy dewaluujemy się jako gatunek genetycznie? Nie wiem, ale nie to mam na myśli. Nie to, że jesteśmy coraz gorsi fizycznie, choć zapewne i tak jest, bo króluje pandemia otyłości, choroby nowotworowe zbierają coraz większe żniwo – i temu w olbrzymiej mierze jesteśmy winni my sami. Ale nie o tym dzisiaj. Dziś o tym, dlaczego pogarszamy się z dnia na dzień jako ludzie – w sensie naszego zachowania. Co często jest potocznie nazywane po prostu byciem człowiekiem.
Skąd taka teza niniejszego wpisu? Cóż: obserwacja otaczającej mnie rzeczywistości. Tej najbliższej, ale i tej dalszej. Co mam dokładnie na myśli? Nasze zachowanie. Pod przeróżnymi względami. Wymienię niżej kilka obszarów:
- Mniej się interesujemy innymi ludźmi, są dla nas coraz bardziej anonimowi. A to pociąga za sobą zobojętnienie i brak empatii. A czasami agresję i inne negatywne odruchy, emocje i zachowania.
- Jesteśmy coraz bardziej roszczeniowi. Powodów tego stanu rzeczy jest mnóstwo. Za główny uważam dzisiejszy styl życia w tzw. cywilizowanym świecie. Wszystko ma być na już. Tu i teraz. Jeśli np. prowadzisz sklep, na pewno przyznasz mi rację: przybywa roszczeniowców. Potrafią zrobić burzę o wszystko.
- Często źle rozumiemy rozwój osobisty. Prawdziwy rozwój osobowy to stawanie się coraz lepszym człowiekiem. Fałszywie rozumiany rozwój, to asertywność mylona z chamstwem, a osiąganie celów w symbiozie ze światem mylone z drogą po trupach.
- Internet sprawił, że wychodzi z nas diabeł. Przed ekranem monitora czujemy się anonimowi i pokazujemy swoje prawdziwe oblicze. A jest ono często wręcz obrzydliwe: jesteśmy chamscy, cieszymy się z cudzego nieszczęścia, dołujemy innych, szydzimy, mądrzymy się.
- Tak naprawdę jesteśmy frustratami. Człowiek szczęśliwy i spełniony nie krzywdzi innych. Jest spokojny, opanowany. Nie potrzebuje poklasku do każdego swojego pierdnięcia na Facebooku, nie dostaje obsesji na punkcie lajków społecznościowych. Jest pewny siebie i nie uzależnia swojego samopoczucia od zdania innych. A teraz zastanów się, ile takich osób dziś spotkałeś na swojej drodze. I czy należysz do nich? Nie musisz odpowiadać na głos. Po prostu pomyśl nad tym.
Ale nie to jest najgorsze. Te okropne rzeczy, które wyżej wypisałem, nie są moim największym zmartwieniem. Otóż jest nim to, że nie widzę nadziei dla naszego gatunku. Myślę, że dążymy do samozagłady. Być może przez sprawienie, że nasza kochana Planeta stanie się niezdatna do życia. A być może wymordujemy się wzajemnie. Nie ważne w sumie, jaki będzie nasz koniec. Podejrzewam, że nie zdążymy znaleźć planety, na którą moglibyśmy uciec. Tylko co by taka ucieczka zmieniła? Myślę, że nic. Co z tego, że na nowej planecie zaczęlibyśmy życie od nowa. Szybko przeszlibyśmy tę podłą „ewolucję natury ludzkiej” i skończylibyśmy tak samo. Pewnie zawsze tak samo, w każdym scenariuszu.
Jesteśmy w ciekawym miejscu dziejowym. Mówię tu o krajach rozwiniętych, bo jasne jest, że są miejsca na świecie, gdzie nie każdy ma smartfona, a głównym zmartwieniem jest znalezienie czegoś do picia i jedzenia. Otóż mamy niemal wszystko. Już całkiem blisko do chwili, gdy roboty będą wykonywały większość prostych czynności: od przygotowywania jedzenia, po rozwożenie paczek po mieście. A potem dojdzie do tego, że praca stanie się luksusem: większość z nas nie będzie miało pracy. Już teraz żywo się dyskutuje o tzw. dochodzie podstawowym, czyli kasa za to, że w ogóle żyjesz i oddychasz. I o problemie, jaki powstanie, gdy większość z nas nie będzie pracowała. Nie robiąc tutaj wielkiej analizy, scenariusze mogą być dwa:
- Albo pójdziemy w rozwój osobisty, zaczniemy medytować, zgłębiać cel istnienia, będziemy dbali o siebie i innych, przestaniemy gonić za wszystkim, bo już nie będzie potrzeby pośpiechu. Stres z nas zejdzie, życie zwolni, będziemy wyluzowanymi fajnymi ludźmi…
- Albo staniemy się gorsi od zwierząt (choć to bardzo krzywdzące porównanie, wybaczcie inne gatunki). Zaczniemy z nudów robić rzeczy niezbyt „oświecone”: narkotyzować się, pić, uprawiać seks na tysiące sposobów z kim popadnie (także z maszynami), oglądać igrzyska z prawdziwymi zabójstwami innych ludzi, zanurzać się bez umiaru w wirtualnej rzeczywistości. Zresztą już w tej chwili jesteśmy u progu nowej rewolucji: świata wirtualnego, w którym wielu z nas będzie wolało przebywać bardziej niż żyć w tzw. realu.
I wiesz co? Nie mam wątpliwości, że spełni się drugi scenariusz. Pierwszy jest utopią. Przedsmak drugiego już mamy. Nie widzę odwrotu.
Żyjemy w czasach upadku. Upadku moralnego, braku autorytetów. Rządzą nami złodzieje, czasami wręcz idioci, ludzie bez skrupułów. I my ich wybieramy. Dlaczego? Bo są tacy jak my. Wiem, co powiesz: „Ja jestem inny! Ja głosuję na innych!„. Nawet jeśli gdzieś są ci „inni” i nawet jeśli na nich głosujesz, niewiele to zmienia w całym obrazie sytuacji. W demokracji liczy się głos większości. A większość jest jaka jest.
Wybacz, jeśli zepsułem Ci dzień. Nie taki był mój cel. Choć jestem osobą ze wszech miar myślącą pozytywnie i starającą się patrzeć z nadzieją na przyszłość, to… dla naszego gatunku przyszłości nie widzę.
Jeśli masz chwilę i ochotę na pogadanie o tym wszystkim, podziel się swoją opinią w komentarzu poniżej.
PS Ten rekin w grafice tego wpisu to rysunek mojego dziecka. Nie wiem, czy dobrze obrazuje tematykę artykułu. Ale nie miałem innego pomysłu, więc dałem ludojada.
0 komentarzy