Jestem wielkim miłośnikiem talentu Leonardo DiCaprio, dlatego nie mogłem nie obejrzeć „Nie patrz w górę”. Jednak Leo nie był jedynym powodem, dla którego nie mogłem doczekać się tego komediodramatu: zaintrygował mnie mocno scenariusz. Krótko: nie zawiodłem się.
W stronę Ziemi leci kometa i będzie koniec świata
Reżyser (Adam McKay) stawia w tym filmie na prosty przekaz i w zasadzie brak niedomówień. Sytuacja wygląda następująco. Pewna młoda pani naukowiec Kate Dibiasky (w tej roli świetna Jennifer Lawrence, znana przede wszystkim z serii „Igrzyska śmierci”) odkrywa nową kometę. Radość z odkrycia nie trwa długo, gdyż jej kolega po fachu dr Randall Mindy (Leonardo DiCaprio – jak zawsze genialny!) dokonuje obliczeń, które wskazują z niemal 100 % pewnością, że kometa za kilka miesięcy uderzy w Ziemię. A nie jest to jakieś kosmiczne maleństwo, ale byczek o wymiarach 6 x 9 kilometrów. To wszystko daje jednoznaczną diagnozę: uderzenie komety w naszą planetę zakończy życie na niej.
Nasi bohaterowi postanawiają zrobić wszystko, co w ich mocy, by uratować nas przed katastrofą. Biorą udział w programach typu „Śniadanie z …”, albo „Poranek w …”. Dochodzi nawet do ich spotkania z samą panią prezydent Stanów Zjednoczonych Janie Orlean (powalająca na kolana aktorsko Meryl Streep). Czy uda im się przekonać decydentów, by działać szybko i skutecznie? Nie będę spoilerował – zobacz film, a dowiesz się czy będzie koniec świata, czy happy end.
Katastrofa klimatyczna czy covid?
„Nie patrz w górę” jest obrazem zgniłego zachodniego świata. Jesteśmy bardziej zainteresowani życiem celebrytów niż informacjami naukowców o zbliżającej się apokalipsie. Jesteśmy ślepi na fakty, wypieramy je. Mówi to wprost tytułowe „Don’t look Up”. I choć na niebie widać już gołym okiem zbliżającą się kometę, znajdą się tacy, którzy krzyczą „nie patrz w górę”. Tacy zaklinacze rzeczywistości. Bez refleksji. Do końca.
Wielu widzów zastanawia się, czy w filmie chodzi o ukazanie problemu podejścia do rozgrywającej się na naszych oczach obecnie katastrofy klimatycznej związanej z globalnym ociepleniem, czy o podejście ludzi do pandemii koronawirusa. Okazuje się, że reżyser miał na myśli to pierwsze, co zresztą niejako potwierdza osadzenie w roli głównej Leonardo DiCaprio, który aktywnie działa na rzecz ochrony Ziemi. Nie da się jednak nie zauważyć nie zamierzonej analogii także do obecnej pandemii: świat naukowy mówi o niej w zasadzie jednym głosem, a jednak duża część społeczeństw uważa, że to spisek, że wirusa nie ma albo jest niezbyt groźny, że to tylko jedna wielka manipulacja. I nawet setki ludzi umierających codziennie, wręcz duszących się, nie robi na nich wrażenia. A może i na niektórych robi, ale i tak powiedzą, że to wina lekarzy, którzy zamiast leczyć, to uśmiercają. I jak dyskutować z takimi argumentami…?
Wszystko gra
W filmie zagrało dla mnie w zasadzie wszystko. Aktorstwo: doskonałe. Prześmiewczy klimat: idealny. Tematyka: super aktualna. Film nie zaskakuje fabułą, ale chyba nie taki był cel. Przecież trailery wprost pokazywały, o czym będzie: czyli o tym, jak para naukowców nie może się przebić do ludzi z informacją o nadchodzącym końcu świata.
Ten obraz zmusza do refleksji. Można się pośmiać oglądając go, ale bez zadumy się nie obejdzie. Żałosny świat wykreowaliśmy. Większym autorytetem jest nie umiejąca się wypowiedzieć celebrytka niż wykształcony i merytoryczny naukowiec. Świetnie podsumowano w filmie zainteresowanie wystąpieniem bohaterów (naukowców) w programie telewizyjnym prowadzonym przez Brie (Cate Blanchett – rewelacja). Po programie zrobiono analizę reakcji widzów w social mediach. Okazało się, że reakcji w zasadzie brak – jest na poziomie dyskusji o prognozie pogody czy informacji o korkach na drogach. Dramat.
Pokazano także zepsucie, głupotę i pazerność elit. Dla pani prezydent najważniejsze są kolejne wybory. Pojawia się także Peter Isherwell (świetny Mark Rylance), ktoś będący niejako połączeniem Elona Muska, Jeffa Bezosa i Marka Zuckerberga. Człowiek genialny i obrzydliwie bogaty. Ma w rękach wszystko: pieniądze, technologię, miłość wyznawców, a polityków w kieszeni. Okazuje się, że kometa składa z cennych pierwiastków. Jak myślisz: nasz oświecony miliarder postanowi ocalić świat czy będzie wolał w pierwszej kolejności zarobić na komecie? Pytanie retoryczne oczywiście.
Pewnie wiele osób uzna ten film za mocno przerysowany. Ja nie. Uważam, że już teraz tacy jesteśmy. Ostatnio na blogu machnąłem wpis pt. „My, ludzie, jesteśmy coraz gorsi”. Cóż, chyba Adam McKay i ja podobnie myślimy. Smutne.
Czy „Nie patrz w górę” coś zmieni? Skoro śmierć papieża Jana Pawła II nic w nas nie zmieniła na dłużej, to żaden film tym bardziej tego nie zrobi.
Film polecam każdemu. Uważam, że to pozycja typu MUSISZ ZOBACZYĆ. Odpalaj Netflix i lukaj.
0 komentarzy