Zapowiadała się ładna pogoda w weekend, więc postanowiliśmy zrobić sobie małą wycieczkę w góry. Wybór padł na najwyższy szczyt Gorców, czyli Szczyt Turbacza (1310 m n.p.m.). Z domu (Zielonki na północy Krakowa) mieliśmy do przejechania około 100 km. Na tyle mało, że postanowiliśmy zrobić to w jeden dzień (bez noclegu). Choć wyjazd i przyjazd w sobotę nie jest najprzyjemniejszy: ruch na drogach jest duży, czasem trzeba postać w korku. Jeśli tylko masz taką możliwość, to jedź na wycieczkę w dniach poniedziałek – czwartek. Zyskasz także więcej miejsca na szlakach i w schroniskach.
Postanowiliśmy zrobić trasę: Schronisko PTTK Stare Wierchy -> Schronisko PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu. Zaparkowaliśmy we wsi Obidowa. Parking płatny 10 zł, więc nie tak wiele, jak na “góralskie standardy”.
Z parkingu do schroniska “Stare Wierchy” prowadzi zielony szlak. Do pokonania mieliśmy 1,5 km, niemal cały czas bardzo stromo pod górę. Dobra rozgrzewka na początek wędrówki.
Byliśmy w trójkę: Tomek (syn), Gosia (żonka) i ja. Odpowiednio ubrani, z plecakami z prowiantem, kilkoma ciuchami na ewentualne przebranie, czołówkami na wszelki wypadek (przydały się!), raczkami i paroma innymi drobiazgami. Spacer pod górkę do schroniska zajął nam pół godziny.
Pod schroniskiem spotkaliśmy się ze szwagrem z dziećmi oraz Gosi kuzynką z synem i taką dość sporą ekipą (11 osób) ruszyliśmy malowniczym czerwonym szlakiem na Szczyt Turbacza.
Trasa była bardzo przyjemna: najczęściej pod nogami mieliśmy ubity śnieg. Czasami zdarzyło się, że noga zapadła się 30-50 centymetrów. Generalnie szlak bardzo bezpieczny, nawet dla młodszych miłośników gór.
W drodze na szczyt czasem mijali nas biegacze górscy, oczywiście inni piesi turyści, czasem miłośnicy dwóch kółek, no i oczywiście nart biegowych.
Do schroniska na Turbaczu można dojść łagodniejszą trasą narciarską, albo nieco zboczyć i zahaczyć o Szczyt Turbacza. Oczywiście postanowiliśmy zdobyć tę górę. Na szczycie mieliśmy wręcz bajkowy krajobraz.
Przyjechaliśmy na miejsce o godzinie 11.00. Pół godziny później byliśmy pod schroniskiem na “Stare Wierchy”. Wejście na Szczyt Turbacza i do schroniska na Turbaczu zajęło nam około 2,5 godziny. Na miejscu jakąś godzinę zabawiliśmy, bo trzeba było chwilkę odstać w kolejce po jedzenie, odżywić się porządnie i chwilę odpocząć. Powrót był szybszy, bo mocno z górki, ale zastał nas zmrok, więc musieliśmy iść ostrożnie z latarkami czołowymi na głowach. Zeszło jakieś 1,5 godziny do Starych Wierchów i kolejne kilkanaście minut do auta. Ruszyliśmy w drogę powrotną chwilę po 18.00. Spędziliśmy zatem w górach nieco ponad 7 godzin. W tym czasie przeszliśmy dokładnie: 1,5 + 6,8 + 6,8 + 1,5 = 16,6 km. Kawał chodzenia! Wyszło tego dnia ponad 30 tysięcy kroków na naszych opaskach i zegarkach sportowych. Świetna górska przygoda. Polecam!