Zastanawiałem się, jaki dać tytuł temu wpisowi. Czy samo „Urozmaicenie”, a może „Urozmaicenie w każdym aspekcie”. W końcu stwierdziłem, że jest ono po prostu kluczem do udanego życia. I uważam je wręcz za niezbędne. Dziś słów kilka o tym.
Czy mamy skłonność do urozmaicania?
Myślę, że raczej nie. Z jednej strony niby jesteśmy ciekawi świata, nowych smaków, zapachów, miejsc, tras, itd. Ale uwielbiamy rutynę i ona często wygrywa. Lubimy utarte ścieżki. One są nam znane, są bezpieczne. Można podążać nimi w ciemno. A urozmaicenie często wymaga jakiegoś wysiłku, wyjścia ze strefy komfortu. A tego wolimy unikać, często podświadomie. Uważam, że mamy raczej skłonność do unikania urozmaicania.
O co chodzi z tym urozmaicaniem?
Krótko: o niemal wszystko. A i korzyści są różnego typu. Oto garść przykładów:
- Jedzenie. Tutaj pewnego rodzaju rutyna jest wskazana. Warto jeść o stałych porach, czy dbać o proporcje makroskładników (białek, węgli i tłuszczy). Ale nie warto jeść w kółko tego samego. Nawet jeśli uwielbiasz np. na śniadanie jajecznicę, owsiankę, płatki z mlekiem, kromki z dżemem lub omlet, to postaraj się czasami zjeść coś innego. Albo miej w zanadrzu kilka rodzajów śniadań i wybieraj je na zmianę. Czasem też możesz w ogóle nie zjeść śniadania, albo wypić samą kawę, lub zjeść drożdżówkę (którą być może uważasz za niezbyt zdrową, tuczącą i na co dzień jej unikasz). Podobnie z pozostałymi posiłkami w ciągu dnia. Ale nie tylko o to chodzi. Jeśli niemal zawsze jesz w domu, postaraj się czasem złamać ten schemat i zjeść coś na mieście. Nawet jeśli jesteś osobą bardzo oszczędną i po prostu nie chcesz wydawać niepotrzebnie kasy w restauracji, to odżałuj raz na jakiś czas te kilkadziesiąt złotych. Pamiętaj: taka odmiana jest dobra, urozmaica Twoje życie, pozwala poznać nowe smaki, miejsca, ludzi (więcej na ten temat napisałem tutaj).
- Buty. To przykład z zupełnie innej bajki i całkiem inne korzyści przynosi. Zazwyczaj mamy dość ograniczoną liczbę par butów (no, pewnie nie dotyczy to dużej grupy kobiet, ale i… biegaczy :-)). Szczególnie faceci lubią uczepić się jednej pary i łazić w niej do zdarcia. Nie jest to dobra strategia. Dlaczego? Otóż nasze stopy uwielbiają urozmaicenie i jest ono wręcz niezbędne do ich prawidłowego funkcjonowania. Stopy są bardzo skomplikowane. Na co dzień kompletnie się nad tym nie zastanawiamy, bo najczęściej nie mamy z nimi problemów. Robią swoje, i tyle. Chodząc czy biegając w kółko w jednej parze butów sprawiamy, że stopy są przez cały czas niemal w takim samym położeniu. Zatem jedne ich fragmenty pracują, inne się obijają, jedne są uciskane, drugie rozciągane itd. A stopa powinna pracować całościowo. Pewnym ideałem jest chodzenie boso po piasku, np. po plaży. Jest to wręcz raj dla stóp. W bucie natomiast są uwięzione. Częściowym rozwiązaniem tego problemu jest chodzenie na zmianę w minimum dwóch parach butów, choć lepiej w większej ich liczbie.
- Trasy spacerowe, wycieczkowe, biegowe. Gdy zacząłem biegać, robiłem to wokół osiedla. Pętla ma niemal idealnie 1500 metrów, więc od strony pomiaru i ustalania długości treningu jest to OK. A do tego mam drugą pętlę przecinającą osiedle, która z kolei ma kilometr. Mając obydwie do dyspozycji mogę dowolnie regulować długością treningu z dokładnością do 500 metrów. Fajnie. Tylko że monotonnie. Owszem, można zmienić kierunek biegu, co czasem czyniłem, ale to za mało. Wprowadziłem po jakimś czasie kolejną trasę do arsenału treningowego: Giebułtów. Minusem było bieganie krawędzią jezdni na sporym odcinku, ale i plusów było sporo: pofałdowana trasa, 5+5 dawało fajny 10-kilometrowy trening z elementami siły biegowej (wymuszały to wzniesienia). I latałem tą trasą jak głupi, dosłownie co chwilę. Nie idźcie tą drogą. Chcąc się rozwijać, mieć różne doznania, unikać znużenia, monotonii i wypalenia, musimy urozmaicać trasy biegowe i spacerowe. I nie ważne, czy chodzi o jogging, spacery z psem, z kijkami do nordic walkingu, czy spotkania z przyjaciółmi na łonie natury (czy betonu miast). Można to robić zupełnie spontanicznie, ale i niezłym pomysłem jest ustalenie jakiegoś celu, wyzwania. Przykład: przejść każdą ulicą mojego miasta / miejscowości / okolicy. I realizujesz taki plan dzień po dniu. Albo: odwiedzę wszystkie lasy w okolicy. I co weekend jesteś na wycieczce i spacerze w innym lesie. Kolejny pomysł: przejdę każdą ścieżkę w pobliskim lesie. Dobrym przykładem może być krakowski Lasek Wolski. Jest dość sporych rozmiarów i ma mnóstwo ścieżek. Warto poznać wszystkie z nich, a profil trasy nie pozwoli nam się nudzić.
- Muzyka. Zapewne masz jakieś preferencje muzyczne. I często słuchasz jednego stylu: metalu, rocka, disco, czy popu. Daj sobie szansę na poznanie czegoś nowego. Świetnym narzędziem ułatwiającym to zadanie jest Spotify. Serwis niejako poznaje Twój gust muzyczny i sukcesywnie sugeruje Ci słuchanie czegoś nowego. Może nie skacze zbytnio po stylach muzycznych, a raczej trzyma się tego, co generalnie lubisz. Ale to i tak dobrze. Jeśli słuchasz namiętnie heavy metalu, to będziesz zachęcany do trash metalu, rocka i wielu innych pokrewnych stylów. Czasem przypomni Ci kapelę z młodości, a innym razem zainspiruje do zakochania się w nowej perełce, która jakimś sposobem do tej pory Ci umknęła. Super!
- Wyjazdy na wczasy. I znowu: wiele osób ma swoją miejscówkę i w kółko tam jeździ. Nie jestem wyjątkiem. Mam swój drugi dom (Ustronie Morskie) i każdego roku tam jestem. Ma to oczywiście swoje plusy: znam ten teren jak własną kieszeń, przez co czuję się bezpiecznie i komfortowo. Ale nie poznaję niemal niczego nowego (poza nowymi ludźmi oczywiście). Co prawda robimy jakieś wycieczki (na nogach, rowerem, czasem autem), ale daleko się nie zapuszczamy. Warto złamać taki schemat. I nie potrzeba od razu jechać na koniec świata i wydawać worka pieniędzy. Polska jest pięknym krajem, do tego bardzo zróżnicowanym. Naprawdę jest co zwiedzać, jest gdzie spacerować, biegać, jeździć na rowerze. Nie musisz na siłę jechać w góry, jeśli kochasz morze. Rozważ jednak zmianę miejscowości. Okaże się, że plaże Bałtyku są przepiękne także gdzieś indziej. Co ciekawe, woda może być czystsza i cieplejsza! Są miejsca na polskim wybrzeżu, gdzie woda jest raczej zimna. A są i takie, gdzie jest kilka stopni więcej. Nawet nie spytam Cię, jaką wolisz bardziej.
Urozmaicaj i ciesz się życiem
Kilka powyższych przykładów jasno pokazuje, że urozmaicanie przynosi korzyści na różnych polach: od zdrowia, przez poznawanie nowych ludzi i miejsc, na pełniejszym i szczęśliwszym życiu skończywszy.
Uważaj tylko, by nie popaść w przesadę. Mam na myśli dzisiejszy świat i generalnie media. Obserwując innych ludzi możesz odnieść wrażenie, że co chwilę robią coś ciekawego, odwiedzają fajne miejsca, są zdrowi, szczęśliwi i uśmiechnięci. A Ty? Raz tak, raz nie. Pamiętaj, że świat mediów nie jest prawdziwy. To fasada. Mało kto pokazuje porażki, smutne chwile, czy prozę życia. A to ona przecież u większości z nas dominuje czasowo. Nie myśl zatem, że ktoś ma super, a Ty źle. Bo tak nie jest.
I jeszcze jedno. Nie myśl o innych, nie staraj się nikomu imponować i nie żyj po to, by zaspokajać potrzeby innych ludzi. To Twoje życie i przeżyj je po swojemu. Nie wszystko musisz lubić, nie wszystkiego musisz spróbować, nie wszędzie musisz pojechać. Dla jednego szczęściem jest zwiedzanie świata, a dla drugiego – pobliskiego parku. I nie ma tutaj żadnego punktowania czy wartościowania. To od Ciebie zależy, jak odbierzesz każdą chwilę swojego życia. Przykładowo: jedne z najszczęśliwszych chwil w moim życiu to te, gdy biegnę. Najczęściej sam. Nikt tego nie widzi, nikomu się tym nie chwalę (mówię tutaj o zwykłym treningu biegowym, bo o zawodach czasami piszę i mówię). Nie muszę jechać na koniec świata, nie muszę mieć kupy forsy, nie muszę mieć luksusowego auta. Mam na nogach buty i biegnę przed siebie. Ta zdawałoby się najprostsza czynność, wykonywana choćby po okolicy (czasem biegam nawet po schodach w swoim domu…) powoduje, że jestem szczęśliwy. I tyle. Prostota też bywa piękna.
Wracając do urozmaicania. Warto wprowadzić jakieś zwyczaje, rytuały, stałe punkty dnia, tygodnia, miesiąca. Przykładowo: postanawiasz z rodziną, że w każdy pierwszy weekend miesiąca gdzieś jedziecie na wycieczkę jedno- lub dwudniową. Albo: raz na kwartał chodzicie do teatru. Inny pomysł: każdy sukces rodzinny (ukończenie projektu w pracy, dobra ocena w szkole, wynik sportowy itp.) świętujecie zamawiając kolację z dowozem do domu (albo wychodzicie coś zjeść). Pomysłów może być bez liku.
Oczywiście nie zawsze urozmaicenie przyniesie dobry efekt. Przykład: moja Gosia kiedyś „marzyła” (wziąłem w cudzysłów, bo ciężko to marzeniem nazwać, choć ona tak to ujęła) o zjedzeniu sałatki w pewnej restauracji. No i w końcu nadszedł ten „wielki dzień” i mogła się nią delektować. Efekt: wymarzony posiłek okazał się poniżej przeciętnej (a miał być boski). Czy to powód do tego, by więcej nie próbować nowych smaków i zostać przy tym, co znamy? Jasne, że nie! To tylko dowód na to, że nie wszystko jest takie, za jakie je uważamy. I tyle, nic więcej. Zresztą zawsze lepiej coś zrobić i nawet się zawieść, niż zaniechać działania i żałować, że się nie spróbowało.
0 komentarzy