Jak większość facetów, lubię filmy o boksie. Boksu nie lubię oglądać, ale filmy o nim – owszem. Dlaczego? Bo w filmach tego typu jest często świetnie pokazany charakter ludzki, walka o samego siebie, droga na szczyt. Klasyką jest oczywiście „Rocky” z Sylvestrem Stallone. Czy można zrobić dziś w tym temacie dobry film? Można. Dziś o nim piszę.
Na dno i znowu na szczyt, czyli klasyka
Większość filmów bokserskich ma ten sam schemat. Nasz bohater jest albo na szczycie i z niego spada, by walczyć znowu o „top”. Tu jest podobnie, choć może nieco ciekawiej.
Nie chcę spojlerować, dlatego postaram się nie wnikać zbytnio w fabułę.
W „Southpaw” mamy niby typowego boksera: wariata, furiata, narwańca. Spojrzysz na niego krzywo, obrazisz jego kobietę – możesz być pewien, że sekundę później dostaniesz w gębę. Ale Billy Hope (w roli boksera: Jake Gyllenhaal) wyrywa się konwencji. Jest twardzielem o miękkim sercu.

Pochodzi z sierocińca. Ciężką pracą od zupełnego zera dochodzi na sam szczyt: jest mistrzem bokserskim, ma piękną i kochającą żonę, wielki dom i górę pieniędzy. Wystarczy jedna chwila, by wszystko stracił. Poniekąd z własnej winy…
Zarzuca się reżyserowi (Antoine Fuqua), że „Do utraty sił” jest jednym wielkim odgrzewanym kotletem. To w dużej mierze prawda. Ciężko w tego typu obrazie wymyśleć koło na nowo.
Sporo plusów dodatnich
Czym zatem można wygrać w takim filmie? Myślę, że tym, co tutaj zagrało, są następujące elementy:
- Doskonałe aktorstwo głównego bohatera, w którego wcielił się Jake Gyllenhaal. Bardzo cenię i lubię tego aktora już od filmu „Tajemnica Brokeback Mountain”. Ale to co tutaj wyprawia, to naprawdę najwyższy poziom. Jest doskonały pod każdym względem. Do tego naprawdę wygląda jak bokser. Nie wiem, co brał przed filmem, ale to musiał być drogi i dobry towar. Umięśniona i odtłuszczona sylwetka robi wrażenie. A aktorsko: od furii, po delikatność. Jedna z najlepszych jego ról. Tylko dla niego samego warto obejrzeć ten film. Serio.
- Rewelacyjny drugi plan: oskarowy Forest Whitaker (jako trener – Tick Wills), piękna Rachel McAdams (jako żona Billy’ego Hope’a – Maureen Hope), 50 Cent (jako menago i ustawiacz walk – Jordan Mains), Oona Laurence (jako córka pięściarza – Leila Hope – najsłabiej wypadła na tle wcześniej wymienionych, choć też nieźle). Na szczególną uwagę zasługuje Whitaker, który świetnie odnalazł się w roli wypalonego trenera z nałogiem, którego współpraca z Bill’ym przywraca do życia.
- Świetna muzyka (James Horner). Raz subtelnie, innym razem dynamit. Warto wspomnieć utwór Eminema – pasuje idealnie w takie klimaty.
- Ukazanie trudnej relacji ojca z córką. Co prawda nie jest to wielka analiza psychologiczna, ale jednak fajny motyw, dodający kolorytu całości.
Podsumowując: film zdecydowanie wart obejrzenia. Nie jest to pierwsza część „Rocky’ego”, ale nie ma co tak porównywać. Bo jeśli zrobimy listę najlepszych filmów z różnej tematyki, to wyjdzie na to, że niczego innego nie ma sensu oglądać, bo wszystko już było, i to lepsze.
„Southpaw” ogląda się jednym tchem. Dwie godziny mijają błyskawicznie. Porządny dramat sportowy, kawał dobrego kina, z niesamowitą rolą Jake’a Gyllenhaal’a. W zasadzie szufladkuję go jako „must see”.
0 komentarzy